piątek, 21 września 2012

NIEWIADOMA

Męczy mnie niemoc.
Nie mam pomysłu jak ułatwić Mamie, jak sprawić by nie czuła się tak odpowiedzialna, nie była tak zmęczona. Babcia ma dużo lat. Dziewięćdziesiąt to według mnie dużo. Zaczyna żyć we własnym swiecie, tym minionym. Opowiada o zdarzeniach, o kórych nie mamy pojęcia, o ludziach jakiś, nazywa ich "oni", "tam", twierdzi, ze byla gdzieś, z kimś wczoraj, dzisiaj, innego dnia, bez sensu - Mama nie godzi się, nie ma siły na potakiwanie i zaprzecza. To rodzi afery, zmęczenie jeszcze wieksze, stres. Mama nie powinna się stresować, ale łatwo powiedzieć.
Ja jestem przerażona. Patrzę na kruchą Mamę i martwię się, że nie da rady, że się spala. Że zamiast czerpać z życia to, co się da ona się szarpie, że nie do końca potrafi się wygadać, że jej związek nie jest szałowy, że są przypadkowymi ludźmi mieszkającymi obok siebie w jednym domu, któtrzy nie bardzo się lubią. Boję się jej zmęczenia. A pewnych rzeczy nie mogę zrobić za Nią.
Wokół ciężko, ciężkie tematy, dziwni ludzie. Chciałabym wyjechać gdzieś daleko. Z czystym sumieniem.

poniedziałek, 6 lutego 2012

WIECZOREM

Pragnę żurku. Nigdy nie robiłam żurku... Może czas najwyższy?
Niemąż przywiózł włoskie bułki, obłędnie smakowały z camembertem i pastą z suszonych pomidorów. Już nigdy nie schudnę...

6 LUTEGO

Kolejny poniedziałek zastał mnie w moim lenistwie. Wczorajsze kino razy dwa, raz z córką i jej koleżanka, wieczorem z Niemężem nastroiło mnie bardzo pozytywnie, szkoda, że dzisiaj tak się słabo wstawało.  Ale Dziewczyna z tatuażem świetna! Muszę częściej chodzić do kina, ile razy jest tak, ze mogłabym pójść gdzieś i kombinuję z kim, dokąd itd zamiast zobaczyć coś nowego.
Marzy mi się wyjazd we dwoje na trzy dni chociaż. Nie wiem kiedy to nastąpi, ale musi. Albo inaczej - ciepłe wakacje we czworo. To tez byłaby świetna opcja. Tymczasem wzywa codzienność - czas się ruszyć, bo w domu została tylko jedna pielucha. Ot, i tak kończy się lenistwo.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

JESZCZE STYCZEŃ

Było obłędnie. Góra śniegu, piękna pogoda, Mała Dziewczynka której nie trzeba było namawiać na narty, raczej pilnować by jednak łaskawie zakończyła jazdę. Mniejszy Chłopczyk biegający po śniegu, korytarzach, bawialni i innych bardziej lub mniej dostępnych miejscach. Nie mogę powiedzieć bym wróciła bardzo wypoczęta ale na pewno dotleniona i zadowolona. Mama czuła się średnio, widzę że ma obawy czy to zwykłe złe samopoczucie czy wraca ta cholera, tak już będzie zawsze, to jest straszne, ta myśl jest od rana do nocy, pierwsza po przebudzeniu i ostatnia przed zaśnięciem. Trudne to. Tym bardziej doceniam "normalne" chwile, prosta codzienność. Cieszy mnie drobna sprzeczka bo jest oznaką czegoś zwyczajnego.
Z pozostałych rzeczy - chyba zrobię listę "to do" -  gdzieś czytałam, ze życie jest zbyt krótkie by się głodzić. Nieprawda, życie jest zbyt krótkie by nie ubierać się w to co nam się podoba tylko dlatego, ze się przytyło i nie wygląda tak jak powinno. Któregoś dnia po nartach spojrzałam w lustrze (swoją drogą co za idiota wiesza lustro w tak niefortunnym miejscu i to takie duże??? hę?) na swoje nogi i miałam ochotę siąść i płakać. Po chwili dotarło, że jeśli ujędrnię ćwiczeniami i nieco bardziej zakoleguję się z jogurtem, a rozluźnię znajomość z przepyszną pizzą w knajpce obok bądź góra innych winnych przekąsek to powinnam poczuć się lepiej w okolicy kwietnia-maja. Co nie brzmi dramatycznie. Muszę schudnąć. Muszę zacząć oszczędzać choc trochę. Musze się ruszać! Muszę, bo nie zniosę takiego wyglądu mojej osoby. Widzę kogoś innego na zdjęciach, Starą, tłustą babę. Ble.

sobota, 21 stycznia 2012

WYJAZD

Jedziemy na narty. Tzn ja jadę i dzieci. Niemąż zostaje. Jego praca umarłaby bez niego, podobno, choć moim zdaniem to on umarłby bez swojej pracy. Ostatnio jego mama nieco przejrzała na oczy choć chyba jeszcze nie do końca. Ale nie powinnam się czepiać, jest miło, nawet bardzo.
Tymczasem Mniejszy Chłopczyk posapuje sobie na naszym łóżku, Mała Dziewczynka co chwilę zrzuca z siebie kołdrę, a ja siedzę z herbatą i myślę sobie - matko, jak ja ich kocham, jak bardzo chcę być z nimi i jak bardzo boję się nieoczekiwanych zmian. Nie, nic się nie dzieje, czasem tylko jakies wydarzenia kawałek dalej lub bliżej uświadamiają mnie jak dużo mam szczęścia. Mimo choroby Mamy jest normalnie. Nawet nieco nudnawo.
Niech jak najdłużej będzie nudnawo.
Tymczasem idę pakować resztę rzeczy i wieszać nudne pranie.

czwartek, 8 grudnia 2011

PORANNA KAWA

Nie mam siły, jestem zmęczona jak nigdy chyba wcześniej.
Wczoraj knajpka z przyjaciółką uświadomiła mi, że w okolicy 21:00 przestaję już myśleć o czymkolwiek innym niż ciepłe łóżko.
Nie-mąż wyjechał na dwa dni. Nawet się cieszę, wredna jestem, wiem, ale może uda mi się dzisiaj poczytać choć przez chwilę coś mojego.
Gdzie się podziało moje życie?

poniedziałek, 5 grudnia 2011

MIKOŁAJKI 2011

Do moich dzieci Święty Mikołaj już przyszedł. Starsza planowała od kilku dni jak zaczai się by go podejrzeć, zastanawiała się jak gość dostanie się do domu, skoro nie ma klucza, a dzwonek czy pukanie ona bez problemu usłyszy. Zawinęła się kocem, ułożyła głowę na różowej poduszce i na tym skończyło się czajenie. Młodszy jeszcze nieświadomy przyjemności jakie niesie ze sobą grudzień odpadł delikatnie posapując na moim ramieniu.
Czuję błogość gdy na nich patrzę, takich śpiących, bezbronnych, ufnych. Wtedy wierzę, że wszystko ma sens, że się ułoży, że jest logiczne.
Gdy patrze na moją Mamę, zmęczoną choć dzielną, która liczy, że się uda, że wygra, a gdy nie wie, że na nią zerkam tak bardzo przypomina swojego Tatę nie ma we mnie tej pewności choć tak bardzo chcę by była.
Życie jest takie kruche.