poniedziałek, 30 stycznia 2012

JESZCZE STYCZEŃ

Było obłędnie. Góra śniegu, piękna pogoda, Mała Dziewczynka której nie trzeba było namawiać na narty, raczej pilnować by jednak łaskawie zakończyła jazdę. Mniejszy Chłopczyk biegający po śniegu, korytarzach, bawialni i innych bardziej lub mniej dostępnych miejscach. Nie mogę powiedzieć bym wróciła bardzo wypoczęta ale na pewno dotleniona i zadowolona. Mama czuła się średnio, widzę że ma obawy czy to zwykłe złe samopoczucie czy wraca ta cholera, tak już będzie zawsze, to jest straszne, ta myśl jest od rana do nocy, pierwsza po przebudzeniu i ostatnia przed zaśnięciem. Trudne to. Tym bardziej doceniam "normalne" chwile, prosta codzienność. Cieszy mnie drobna sprzeczka bo jest oznaką czegoś zwyczajnego.
Z pozostałych rzeczy - chyba zrobię listę "to do" -  gdzieś czytałam, ze życie jest zbyt krótkie by się głodzić. Nieprawda, życie jest zbyt krótkie by nie ubierać się w to co nam się podoba tylko dlatego, ze się przytyło i nie wygląda tak jak powinno. Któregoś dnia po nartach spojrzałam w lustrze (swoją drogą co za idiota wiesza lustro w tak niefortunnym miejscu i to takie duże??? hę?) na swoje nogi i miałam ochotę siąść i płakać. Po chwili dotarło, że jeśli ujędrnię ćwiczeniami i nieco bardziej zakoleguję się z jogurtem, a rozluźnię znajomość z przepyszną pizzą w knajpce obok bądź góra innych winnych przekąsek to powinnam poczuć się lepiej w okolicy kwietnia-maja. Co nie brzmi dramatycznie. Muszę schudnąć. Muszę zacząć oszczędzać choc trochę. Musze się ruszać! Muszę, bo nie zniosę takiego wyglądu mojej osoby. Widzę kogoś innego na zdjęciach, Starą, tłustą babę. Ble.

sobota, 21 stycznia 2012

WYJAZD

Jedziemy na narty. Tzn ja jadę i dzieci. Niemąż zostaje. Jego praca umarłaby bez niego, podobno, choć moim zdaniem to on umarłby bez swojej pracy. Ostatnio jego mama nieco przejrzała na oczy choć chyba jeszcze nie do końca. Ale nie powinnam się czepiać, jest miło, nawet bardzo.
Tymczasem Mniejszy Chłopczyk posapuje sobie na naszym łóżku, Mała Dziewczynka co chwilę zrzuca z siebie kołdrę, a ja siedzę z herbatą i myślę sobie - matko, jak ja ich kocham, jak bardzo chcę być z nimi i jak bardzo boję się nieoczekiwanych zmian. Nie, nic się nie dzieje, czasem tylko jakies wydarzenia kawałek dalej lub bliżej uświadamiają mnie jak dużo mam szczęścia. Mimo choroby Mamy jest normalnie. Nawet nieco nudnawo.
Niech jak najdłużej będzie nudnawo.
Tymczasem idę pakować resztę rzeczy i wieszać nudne pranie.